W oczekiwaniu na Topielca zapraszamy Cię do zapoznania się z już obecnym potworami Leszyboru:
Topielcami zwiemy współcześnie ofiary wodnego żywiołu, które zostały przez niego pochłonięte, ale dawniej topielec lub utopiec był jednym z najgroźniejszych potworów czających się w nieprzejrzystych i głębokich wodach. Znacie to wrażenie niepewności, gdy próbujecie wzrokiem przeniknąć nieprzejrzystą taflę jeziora, stawu lub wolno płynącej rzeki? Coż się tam kryje, skąd to wrażenie, że coś wygląda na nas spod powierzchni? Dawniej odpowiedź była prosta. To topielec, topnik, topek, wassermann, łobasta, wirnik…. Można by tak wymieniać dalej, bo topielec znany był wszędzie tam, gdzie stała głęboka woda i pojawiali się ludzie.
Wygląd topielca pozostaje niepewny, bo inaczej przedstawiano go na Podlasiu, inaczej w krainie warmińskich i mazurskich jezior, a te przedstawienia nie łączy się z opowieściami z terenów Małopolski czy Śląska. Zazwyczaj jednak topielec przyjmował ludzką postać, od której się wywodził, ociekał wodą, jego członki były zsiniałe i zzieleniałe, cuchnął mułem, oczy miał białe jak śnięta ryba wyrzucona na brzeg. Powstanie topielca łączono z ofiarami, które weszły do wody i nigdy nie wypłynęły. W dawnych czasach był to dowód na to, że zmarli zamieszkali w podwodnym świecie, opuścili świat ludzi i stali się częścią świata mroku.
Ponieważ to nie była łagodna przemiana, przemiana w topielca oznaczała powstanie istoty nieszczęśliwej, złej i okrutnej. Szczególnie groźne postacie przybierały nienarodzone dzieci, gdy tonęły wraz z matką. Oboje stawali się wówczas topielcami. Niektóre opowieści, które badacze mitów i legend lokują na słowiańszczyźnie, wywodzą topielców również z materii nieożywionej, na przykład rzecznego piasku lub zalegającego na dnie mułu i resztek naniesionych przez rzekę do podwodnych jam oraz wykrotów.
W przeciwieństwie do wodnika, który mógł być zarówno zabójczą jak i przyjazną ludziom siłą, topielec był jednoznacznie zły, o wielkiej sile, którą wykorzystywał by wciągnąć ludzi pod wodę, zabierając im ostatni oddech. O jego charakterze mówi zresztą imię, bo etymologicznie utopiec wywodzi się to „utapati”, „topiti”, czyli dawnych określeń na czynność trzymania czegoś pod wodą.
Chrześcijaństwo szeroko adaptowało dawne wierzenia do swoich potrzeb i nie inaczej było z topielcem. Duchowni zaczęli nauczać, że topielcy to ludzie, którzy nie podali się obowiązkowi chrztu, nieślubne dzieci oraz te, które zmarły przed chrztem i stracone w wyniku poronienia. Do tego również samobójcy. Wszystkich pospołu w żywe trupy przemienił diabeł.
Do kompletu dołożono też upadłe anioły, a żeby zaakcentować jakoś siłę prawdziwego Boga, księża przydzielili sobie moc niszczenia topielców. Mogli tego dokonać za pomocą wody święconej, która rozpuszczała utopca. To musiał być wspaniały pokaz boskiej interwencji, bo podobno ofiary wyły wówczas wniebogłosy i dymiły piekielną siarką. Zostawała po nich tylko mokra plama.
Oskar Kolberg to polski etnograf i encyklopedysta żyjący XIX wieku, który interesował się m.in. postaciami demonologii ludowej. To Kolbergowi zawdzięczamy definicję topielca, zawartą w drugiej część monografii etnograficznej Lubelskiego, która obejmuje dalszy ciąg pieśni, wierzeń, przesądów, bajek, przysłów i przypowieści, oraz charakterystykę gwary z osobno ujętymi zestawieniami onomastycznymi -nazw geograficznych i nazwisk.
Kolberg zanotował nie tylko, że topczyk to „istota bez chrztu utopiona”, ale również wiele innych ciekawych informacji, który pozyskał w trakcie swoich wypraw terenowych. Okazuje się, że topczyk „rośnie do lat siedmiu we wodzie, potem ożyje i różne ludziom file płata, a nawet ich ściąga do wody – ale tylko w nocy”.
Żyjący w XIX-wieku chłopi znali wiele opowieści, w których topielec zajmował centralną pozycję. Kolbergowi udało się zebrać i spisać niektóre z nich. Jedna z najciekawszych pochodzi z Rodecznicy, dziś Radecznicy – niewielkiej wsi zlokalizowanej w Szczebrzeszyńskim parku Krajobrazowym nad rzeką Por. Prezentuję ją w całości, a żeby zachować urok dawnego języka, pozostawiłem niemal całą pisownię w oryginale Kolberga. Posłuchajcie: „Pewien chłop miał koło rzeki, co i dziś jeszcze tam płynie, łąkę. Skosiwszy niej siano, wysuszył, zgrabił i ułożył w kopicę, a Topczyk przyszedł w nocy i porozrzucał mu wszystko i pomoczył.
Chłop, myśłąc że mu sąsiad robi na złość, zaczajił się razu pewnego, by go podpatrzyć i ukarać. W noc stopczyk przyleciał, porozrzucał pół kopic siana, a poczem się położył na wznak i patrzał na miesiącz (księżyc). A tu chłop ukryty za stogiem wyskoczył, i sparzył go lagą bez brzuch (uderzył go laską), poczóm się znów szybko ukrył. Topczyk zerwał się jak oparzony, a nie widząc nikogo, spojrzał do góry na miesiączek i rzekł: „Miałbym świecić, tobym świecił, a nie rznął nikogo po brzuchu". — Za chwilę odleciał i skoczył do wody pod most. Wielkie było dla chłopa szczęście, że go topczyk nie dostrzegł, bo gdyby go był zobaczył, byłby go zaraz z sobą zaciągnął do wody”.
Do kompletu dodajmy jeszcze jedną powiastkę, nieco bardziej mroczną: „Ze źródła strugi Otchlin, wpadającej za Krasnym-stawem do Wieprza, pod lasem (...), zarzuciwszy sieci, wyciągnęli dwóch topczyków. Jeden był trochę garbatym, a drugi sierścią bydlęcą, obrośnięty, bo już złe ma do niego moc, że nie jest ochrzczony. Kiedy tych topczyków zaprowadzili do dworu, to się one kryły po kątach, a dopiero kiedy księdza sprowadzili, a ten ich ochrzcił, przemówiły, — i dowiedziano się, że matka ich była niemą, i „tak" sobie ich dostała od kogoś i potopiła; i że ów garbaty, to w garnek był włożony, ale po siedmiu latach garnek pękł a on wyszedł ze skorup i rósł we wodzie. Topczyki te kiedy wkrótce potem pomarły, zostały pochowane na cmentarzu, — tak zapewniał opowiadający. Dziś jeszcze, kiedy chcą ludzie łapać ryby w Otchlinie, to się one (ryby) wszystkie pokryją w tym stoku, i żadną już złowić nie można”.
Takie opowieści snuło się kiedyś dzieciom na dobranoc. Możecie wypróbować je na swoich pociechach, tylko nie wołajcie nas potem o koszty psychoterapii!