W oczekiwaniu na potworną piękność zapraszamy Cię do zapoznania się z już obecnym potworami Leszyboru:
Niektórzy badacze dawnych wierzeń uważają, że Słowianie mogli rozróżniać kilka kategorii istot zamieszkujących działy wodne. Wyższe były prawdopodobnie duchami jezior i rzek, a ich natura mogła być zasadniczo neutralna. Do niższych należały byty takie jak rusałki, brzeginki, topielce i topielice. Z czasem różnice, a także dawne nazwy, uległy zatarciu, a całe rodziny duchów i istot wody przemianowano po prostu na diabły wodne. Stąd również trudność w odtwarzaniu dawnych wierzeń, na których znalazły się niezliczone warstwy przeinaczeń i zmiany, jakie przyniosło chrześcijaństwo, ale również czas.
Nie mamy nawet pewności, czy taka różnica istniała, ale w bliższych nam czasowo opowieściach ludowych, w których badacze poszukują fragmentów dawnej wiary, topielice pojawiają się stosunkowo często. Jedną z przykładowych historii jest legenda o dziewczynie porzuconej przez narzeczonego. Rzecz działa się w Raduczycach nad Wartą, w której fale rzuciła się nieszczęśliwie zakochana młódka. Jej imienia nikt już nie pamięta, ale ponoć zamieniła się w topielicę, która szczególnie upatrzyła sobie młodych mężczyzn i na nich poluje, wciągając biedaków pod wodę. W zależności od wersji, tych ofiar jest więcej, lub mniej, ale do tej pory nikt jeszcze tej topielicy się nie wywinął.
W przeciwieństwie do topielców, ich żeńskie odpowiedniki były milsze dla oka, a być może dzięki złym mocą potrafiły kusić męskich przedstawicieli ludzkiego rodu. Topielice przyjmowały wygląd młodych dziewcząt kąpiących się w płytkich wodach, zapraszaj przypadkowych nieznajomych do wspólnego pływania. Mogły też udawać panny w potrzebie, które zostały porwane przez bystrą wodę i wołają o pomoc. Metod i sposobów na to, żeby mężczyźni przybliżyli się do brzegu i weszli do wody, topielica miała bardzo dużo. Topielec wolał złapać swoją ofiarę i użyć brutalnej siły, żeby zabrać jej oddech. Topielice działały bardziej subtelnie, chociaż końcowy efekt był ten sam. Nieszczęśnik, który trafiał w jej objęcia, bardzo szybko tracił wolę walki, a finalnie życie, otumaniony łagodnymi ruchami, ze wzrokiem zatopionym w czarnych źrenicach topielicy.
Więc jeśli spotkasz taką dziewczynę gdzieś na brzegu, na dodatek o wyjątkowej bladej lub opalizującej na zielono skórze, nie wchodź z nią razem do wody, chyba że masz współczesne środki bezpieczeństwa: minimum koło ratunkowe i tzw. motylki. Jeśli odłożyć żarty na bok, to podobno szansą na ratunek i wyswobodzenie z rąk topielicy jest skłonienie wodnej panny do zabawy w zagadki, co może odwrócić jej uwagę i umożliwić ucieczkę.
Opisanym przypadkiem udanej rejterady z łap topielicy jest też historia pewnego młodzieńca, którego topielica przydybała nad Narwią. Chłopak uratował się, bo zakrzyknął: „Patrz! Rzek się pali!”, a gdy skonsternowana topielica zaczęła się rozglądać, jej ofiara szybko dopłynęła do brzegu. Chrześcijaństwo dodało swoje sposoby obrony. To krzyżyk męki pańskiej zawieszony na szyi lub przeżegnanie się przed wejściem do wody, co odrzucało precz topielicę. Pamiętajcie o tych sposobach, kiedy nadejdzie lato i chęć na kąpiel w rzece lub jeziorze. Nie wiadomo, kto lub co może czaić się pod powierzchnią. A właściwie to wiadomo.