Leszybór się rozwija! Tym razem zapraszamy na premierę Świętowita, Jaryły, Łady, Zorzy, Jutrzenki i Roda.
Ostatnią trójkę wzorów opublikujemy w krótce!
Więcej o bohaterach najnowszej odsłony:
Kim lub czym była tajemnicza siła, która stworzyła tę planetę i wszystkie zamieszkujące ją stworzenia? Od zarania ludzkości szukamy odpowiedzi na to pytanie. Ale przed teoriami naukowymi istniały opowieści. Mity i legendy, które ludzie tworzyli i wykorzystywali, aby nadać sens otaczającemu ich złożonemu światu. Dawni Słowianie również mieli swój mit stworzenia.
Starosłowiańskie słowo „rod” oznacza „klan”. Jeśli w ogóle był bogiem, Rod prawdopodobnie należał do starożytnych duchów związanym z deszczem i płodnością, który chronił domostwa - odpowiednikiem rzymskich bogów domowych. Istnieją jednak teorie, że Rod był kimś więcej: wszystko spajał i od niego pochodzą wszelkie zjawiska widzialne i niewidzialne na tym świecie. To opowieść o złotym jaju.
Wszystko zaczęło się od złotego jaja ukrytego w ciemności. Wewnątrz jaja znajdował się Rod, przyszły stwórca świata. Rod był sam, więc stworzył sobie towarzyszkę, Ładę, boginię miłości. Skorupka jajka pękła i wylała się z niego miłość i światło. Słowiański mit o stworzeniu jest dość paradoksalną historią, z jednej strony przypominającą teorię Wielkiego Wybuchu, a z drugiej kwalifikującą Roda jako najbliższego monoteizmowi w starożytnej religii słowiańskiej, ponieważ uosabia on jedynego wszech-stwórcę, z którego powstało wszystko inne.
Ponieważ przed jego przybyciem wszystko było jednością, Rod oddzielił światło od ciemności, prawdę od kłamstwa, dobro od zła, a niebiosa od mórz, umieszczając ziemię pomiędzy nimi. Stworzył świat i ciała niebieskie z własnego ciała: słońce to jego twarz, gwiazdy to jego oczy, noc to jego myśli, wiatry to jego oddech, deszcz i śnieg to jego łzy, a grzmot to jego głos. Wymyślił wszystko na ziemi i na niebie, a następnie stworzył innych bogów, aby utrzymać porządek w swoich nowo założonych trzech królestwach: niebie, ziemi i podziemiach. Zasadził również nasiona Drzewa Świata, gigantycznego dębu, którego korzenie wyrastają z podziemi, królestwa zmarłych, a pień biegnie przez ziemię, królestwo żywych, a korona podtrzymuje niebo i królestwo niebieskie.
Po procesie stworzenia Rod, w dość nietzscheański sposób, usunął się, a raczej nadal istniał pośrednio w całym swoim stworzeniu, pozostawiając zarządzanie sprawami świata wszystkim innym bogom, którzy z niego powstali. Dlatego też nie można znaleźć żadnych zapisów o Rodzie w żadnym z oficjalnych słowiańskich panteonów. Nie objawił się jako żaden z tradycyjnych bogów, ale raczej istniał pośrednio jako nieodłączna część samego świata.
Przedstawienia Roda są niepewne, ale najprawdopodobniej był wyobrażany jako stary mężczyzna otoczony przez Rodzanice. Składano mu ofiary z miodu, chleba i sera. Dary składano również towarzyszącym mu boginiom losu. Badacze dawnych mitów przypisują Rodowi wiele ról oraz cech, jednocześnie nie mogąc dojść w tym względzie do porozumienia. Być może te liczne funkcje: opiekuna rodu, bóstwa płodności, przewodnika do zaświatów (Wyraju), nie są sprzecznością, a jedynie wskazówką co do pierwotnej formy Roda, z której wyewoluowało tak wiele znaczeń i nowszych bogów. Czy to Rod kryje się u zarania dziejów?
Ponieważ Zorza przetrwała głównie jako odbicie w folklorze, wszelkie informacje o tej bogini są mocno niepewne. Nie wiemy nawet, czy rzeczywiście istniała w wierzeniach dawnych Słowian. Czego możemy dowiedzieć się z ludowych przypowieści? Zorza jest boginią świtu i córką boga słońca Dadźboga.
W różnych źródłach Zorza ma od jednego do trzech aspektów, pojawiających się o różnych porach dnia. Zorza Poranna - Bogini Gwiazdy Porannej, rozpoczyna każdy dzień, zaś Zorza Wieczorna - Bogini Gwiazdy Wieczornej, objawia się oczywiście wieczorem. Bogini świtu mieszka na wyspie Bujan, którą zresztą dawniej lokalizowano na Bałtyku.
Bujan to legendarna rajska wyspa na wschód od… wschodzącego słońca. Bujan to również domena Dadźboga. Głównym obowiązkiem Zorzy Porannej jest otwieranie bram pałacu ojca o poranku, aby pozwolić mu stworzyć świt i podróżować po niebie. Zorza była znana zarówno jako wojowniczka, jak i patronka koni, dlatego Słowianie modlili się do niej rano, aby chroniła dzień. W niektórych mitach pojawia się również jako bogini Wenus.
Kiedy dzień się kończy siostra Zorzy Porannej, czyli Zorza Wieczorna, otwiera bramy pałacu, aby Dadźbóg mógł wrócić do swego domostwa. W pewnych wersjach opowieści nie chodziło o pałac na wyspie Bujan, lecz Nawie, czyli słowiańskie zaświaty, nad którymi pieczę sprawuje Weles. Zorza Wieczorna również jest wojowniczką, więc Słowianie modlili się o jej ochronę podczas zmierzchu, który był niebezpieczną porą, bo to czas, gdy na świecie pojawiają się złe duchy i demony. Zmierzch był związany z planetą Merkury. W niektórych wariantach Zorza ma swoją trzecią wersję pojawiającą się w środku dnia.
Zorza jest również żoną Peruna, słowiańskiego boga piorunów. W tej roli Zorza zasłania swoje oblicze długim welonem i jeździ do bitwy wraz z mężem. Kiedy Zorza spuszcza zasłonę, może ochronić swoich faworytów wśród wojowników. Co ciekawe, w serbskich opowieściach Zorza nie jest żoną słowiańskiego Peruna, tylko księżyca (Myesyats).
Jakie zadaniom musiała jeszcze sprostać Zorza? Istnieje opowieść, w której dwie lub trzy siostry strzegą bóstwa, które czasami jest nienazwane i określane jako pies lub niedźwiedź, a niekiedy nosi miano Simargła. Kimkolwiek jest, bóstwo jest przykute do Gwiazdy Polarnej (Polaris) w gwiazdozbiorze Małej Niedźwiedzicy i pragnie… pożreć całą konstelację niebieską. Jeśli się uwolni, nastąpi koniec świata. Badacze dawnych mitów uważają, że Simargł został zapożyczony od bizantyjskiego Simurga.
Inna ciekawostka dotyczy trzech aspektów Zorzy. Specjaliści zauważają, że Zorze są przykładem wspólnej cechy wielu różnych mitologii, czyli fenomenu występowania trzech sióstr. Trzy istoty, najczęściej kobiety, są aspektami czasu - przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, albo trzech faz wieku, czy też samego życia.
Przykłady trzech sióstr można znaleźć w wielu legendach. W mitologii greckiej występują między innymi trzy gorgony i trzy harpie. Zarówno Hetyci, jak i Grecy mieli wersje trzech Losów, których odpowiednikiem w Cesarstwie Rzymskim były Parki. Istnieją też irlandzkie opowieści o Morrigan i brytyjskie opowieści o występującej w trzech postaciach Guinevere, Brigit lub trzech aspektach bogini Coventiny. Być może trzypostaciowa Zorza jest kolejnym zapożyczeniem, albo wariantem znacznie starszego bóstwa, czy nawet tego samego, ale dopasowanego do swoich czasów. W końcu chrześcijanie przecież też akceptują trójpostaciowość Najwyższego. Prawda o Trójcy Świętej mówi o tym, że jest jeden Bóg w trzech osobach…
W astronomii Jutrzenka to właściwie planeta Wenus. Gwiazda Poranna, którą najdłużej widać nad ranem, tuż przed wschodem Słońca, kiedy gwiazdy stają się niewidoczne, bo zostają zdominowane przez światło słoneczne. U Słowian Gwiazda Poranna była prawdopodobnie siostrą Słońca (Daźboga – Swarożyca), która zapowiadała jego przyjście.
Jutrzenkę odnajdujemy głównie w folklorze. Ponoć poranna rosa to kolczyki Jutrzenki, która gubi je biegnąc przed wschodzącą kulą słoneczną. Nieco później te błyszczące jak kryształy drobiny zbiera co do jednej właśnie Słońce, dlatego rosa znika zaraz po poranku.
Echo tego motywu odnajdujemy w znacznie starszych mitologiach, w tym indyjskiej, w której Jutrzenka, znana jako Uszas (Brzask), pojawia się o wschodzie odziana w światło i… rozrzuca wokół swoje różowe szaty. To porównanie nie kończy się w tym miejscu, bo naga Uszas pokazująca swoje piersi to nawiązanie do krowy ukazującej wymiona - i nie ma w tym porównaniu nic obrażającego. Krowy to obłoki na niebie o świtaniu, które bogini wypuszczała z zamknięcia, a jako matka tej kosmicznej rogacizny wyjeżdża na nieboskłon w wozie zaprzężonym w byki.
W mitologii greckiej Jutrzenka utożsamiana jest z Eos, piękną i potężną boginią świtu. Ona i jej rodzeństwo Helios (Słońce) i Selene (Księżyc) byli zaliczani do bogów-tytanów drugiej generacji. Eos wznosiła się w niebo z rzeki Okeanos (Oceanus) na początku każdego dnia, a jej promienie światła rozpraszały mgły nocy. Przedstawiano ją powożącą rydwan ciągnięty przez skrzydlate konie albo unoszącą się na własnych skrzydłach.
Pamiętanie rozrzucania szat o poranku? U Greków Eos miała niezaspokojone pragnienie przystojnych młodych mężczyzn. Niektórzy twierdzą, że było to wynikiem klątwy rzuconej na nią przez boginię Afrodytę. Do jej kochanków należeli Orion, Phaethon, Kephalos (Cephalus) i Tithonos (Tithonus), z których trzech porwała do odległych krain. Jej oficjalnym małżonkiem został trojański książę Tithonos. Kiedy bogini poprosiła Zeusa o nieśmiertelność, zapomniała wspomnieć o wiecznej młodość. Z czasem zmarniała ze starości i przekształciła się w… konika polnego.
Starożytny Rzym zaadoptował piękną Eos pod imieniem Aurora. Jej mitologia i atrybuty u Rzymian są takie same jak greckiej Eos. Jej imię oznacza po prostu "świt" lub "wschód słońca", a z czasem słowo to zaczęło oznaczać wschód jako taki, a także ludy ze wschodnich krain. Jej imię może być związane z łacińskim aurum, oznaczającym "złoto" - poprzez wspólną ideę jasności.
Bardzo ciekawie o bogini świtu i brzasku pisał Owidiusz w swoich "Metamorfozach". Najwybitniejszy elegik starożytności opisuje niebiańską istotę jako wiecznie młodą i pierwszą, która się budzi, aby mogła przynieść światło dnia w swoim rydwanie, którym jedzie po niebie przed Słońcem. Aurora ma purpurowy płaszcz, który rozpościera się za nią, gdy galopuje po niebie. Bogini rozrzuca przed sobą róże i inne kwiaty, które o poranku tak oszałamiająco pachną. Aurora jest też matką czterech wiatrów, chociaż akurat ta część jej legendy jest grecka. Jeden z wariantów pisowni jej imienia, czyli Aurura, oznacza bryzę lub wiatr.
W Kościele katolickim za odpowiednik Jutrzenki można uznać Jutrznię, czyli część liturgii godzin odmawianych mniej więcej o wschodzie Słońca. Jutrznia celebrowana o brzasku jest też wspomnieniem Zmartwychwstania Pańskiego, ponieważ o tej porze zmartwychwstały Chrystus ukazał się niewiastom, a wschodzące Słońce jest obrazem zmartwychwstałego Zbawiciela oświecającego całą ludzkość blaskiem swojego powstania. Wolna, piękna, naga bogini zapowiadająca boga Słońca nie mogła ostać się w chrześcijańskiej wersji świata. Bóg Słońca też zresztą przepadł, chyba że od dziś nieco inaczej spojrzycie na świt i nadciągającą potęgę naszej promiennej gwiazdy.
Kłopot z Ładą jest taki, że pierwsze źródło informacji o tej bogini jest doskonale znane. Kolejne źródła czerpią właśnie z pierwszego, a wieki kolportowania informacji przyniosły mnóstwo nadinterpretacji i naleciałości, które w istocie są wyobrażeniami pisarzy snujących opowieść o Ładzie.
Wiemy na pewno, że z istniejących zapisów pierwszy raz o Ładzie powiedziano podczas… kazania kościelnego. O Ładzie dowiadujemy się z „Kazań gnieźnieńskich” spisanych około 1410 roku przez Łukasza z Wielkiego Koźmina. Ten zabytek piśmiennictwa uważany jest przez historyków za drugi po „Kazaniach świętokrzyskich” najstarszy zbiór kazań w języku polskim. Łukasz z Wielkiego Koźmina to postać znacząca, profesor i rektor Uniwersytetu Krakowskiego, teolog, bibliofil, absolwent słynnego uniwersytety praskiego.
W rzeczywistości nie znamy autorów „Kazań gnieźnieńskich” spisanych po polsku przez rektora Uniwersytetu Krakowskiego, chociaż możemy domniemywać, że Łukasz wygłaszał je w kościele parafialnym w Boszowej. Fragment o Ładzie to przestroga dla wiernych przed kultywowaniem wiary w dawne bóstwa. Łukasz powiada: „Takich rzeczy jednak, dzięki temu, że przybyło kaznodziejów, zaprzestaje się, a w wielu miejscach już się zaprzestało […] Nie ma innego imienia pod niebem, w którym możemy zostać zbawieni. Albowiem nie zbawia się człowiek w imię Łado, Jassa, !Quia, Nija, tylko w imię Jezusa Chrystusa […] Nie Łada, nie Jassa, nie Nija, które są skądinąd imionami bożków tu w Polsce czczonych, jak zaświadczają niektóre kroniki samych Polaków…”. To już wszystko? Zgadza się. A co z relacją Długosza? Powstała później, a na dodatek Jan Długosz zmienił płeć Łady na męską i uczynił odpowiednikiem rzymskiego Marsa.
Pozwólmy, żeby minęło jeszcze kilka wieków. Do Łady powracamy za sprawą polskiego slawisty i historyka Aleksandra Brücknera. Analizując teksty, Brückner sięgnął po utwór opisujący założenie klasztoru benedyktynów na Łysej Górze. Dzieło zostało wydane ok. 1538 roku i pojawia się w nim fragment o dawnej, pogańskiej świątyni, która stała w miejscu klasztoru w czasach poprzedzających chrześcijaństwo. Przybytek był poświęcony bóstwom o trzech imionach: Łada, Boda i Leli, a okoliczna ludność przybywała niegdyś czcić swoich bogów każdego roku na początku maja. Kościół Św. Trójcy stojący na Łysej Górze powstał właśnie dlatego, żeby do cna wyplenić dawne wierzenia, kultywowane po kryjomu przez okolicznych mieszkańców.
Kim zatem była Łada? O tym opowiada inny naukowiec, Borys Rybaków, który uznał, że to bogini małżeństwa, siły życiowej, witalności, wzrastającego wiosną życia. Rybakom „odkrył” nawet wizerunek bogini wśród płaskorzeźb na opisywanym już przez nas posągu zwanym Światowidem ze Zbrucza.
Bardzo pięknie, ale inny pogląd na Ładę miał wspomniany już Aleksander Brückner. Według polskiego slawisty chrześcijańscy kaznodzieje obserwowali po prostu ludowej tańce i przyśpiewki, w których zwrot typu „łada, boda, leli, poleli” nie niósł żadnej treści, a jedynie uzupełniał klaskanie i taniec, jako część rytmiki tych zabaw. Brückner uznał, że księża przenieśli do kazań swoje lęki przed dawnymi bogami, których już dawno wyplenili. Z braku laku i z potrzeby nowych przeciwników dla wiary w Jedynego, ulepili pogańskich bogów z rymowanki. Jak było naprawdę? Może kiedyś się jeszcze dowiemy.
Wspominaliśmy już o ludowym zawołaniu: „Łada, boda, leli, poleli”. Czy rzeczywiście była to ludowa przyśpiewka, która nie niosła żadnej treści, a jedynie pomagała w trakcie tańca i rytmicznego klaskania w ręce? Być może Lel i Poleli to dawni słowiańscy bogowie, bliźniacy i odpowiedniki greckiego Kastora i Polluksa. Co miałoby ich łączyć z Ładą? Otóż mogli być jej synami.
Leli i Poleli zostali po raz pierwszy wymienieni dopiero w 1519 roku przez Macieja Miechowitę. Synów Łady znajdziemy również w arcydziełach naszej literatury, na przykład w „Panu Tadeuszu”. Adam Mickiewicz zapisał: „Kastor z bratem Polluksem jaśnieje na czele / Zwani niegdyś u Słowian Lele i Polele […]”. Odniesienia do mitologii rzymskiej i greckiej dotyczyły również, a może przede wszystkim matki Kastora i Polluksa, bo cześć badaczy uznała Ładę za odpowiednik greckiej Ledy. To bardzo interesujący trop, bo skoro brakuje nam informacji o Ładzie, być może charakter tej postaci odzwierciedla jej znacznie starszy wzorzec? O ile nim jest.
Leda związana jest z jedną z najbardziej dziwacznych opowieści z mitologii greckiej. Otóż król bogów, Zeus, przemienił się pewnego dnia w łabędzia i w tej postaci uwiódł Ledę, królową Sparty. Według Owidiusza Leda słynęła z pięknych włosów i śnieżnobiałej skóry. Rezultatem romansu Ledy i Zeusa było dwoje dzieci, Polideukes i Helena - która później stała się Heleną Trojańską i w pewnym sensie doprowadziła do zniszczenia legendarnej Troi. Leda urodziła również dwoje dzieci swojemu mężowi, królowi Tyndareosowi, czyli wspomnianych już bliźniaków Kastora i Polluksa.
Szczegóły powyższej historii dość mocno się różnią. Zgodnie z niektórymi źródłami Zeus uwiódł Ledę tej samej nocy, kiedy spała ze swoim mężem, królem Tyndareosem. W rezultacie nowe dzieci wykluły się z dwóch jaj: z jednego powstała Helena i Klitajmestra, a z drugiego Kastor i Polluks. Helena jest czasami wykluczana z całej historii i opisywana jako córka Nemezis, czyli bogini, która uosabiała katastrofę, nieuchronność przeznaczenia.
Ale Leda była kobietą z krwi i kości, a słowiańska Łada boginią. Czy to zły trop? Bez problemu znajdziemy inne. Otóż Łado pojawia się także w źródłach wschodnich, na przykład „Latopisie Hustyńskim”. Dlaczego Łado, a nie Łada? Bo mówimy o bogu płci męskiej, patronie ślubów, małżeństwa i radości. Łado porównywany jest do greckiego Bachusa. Swoją drogą, Bachus to również syn Zeusa i podobnie jak w przypadku Ledy, śmiertelnej matki o imieniu Semele. Semele została finalnie boginią, zresztą w przedziwnych okolicznościach, ale o tym opowiemy może następnym razem. A co Ładą? Pewnie już zauważyliście, że ciągle wymyka nam się z rąk. Kiedy już ją mamy, okazuje się kimś innym. Łada pozostaje dla nas postacią tajemniczą i nieodgadnioną. W tym sensie – boską.
Świętowit czy Światowid? Posągi dawnego boga Słowian dawno zostały obalone, ale wciąż pozostało dość informacji źródłowych, aby przypomnieć, jak wyglądał i jakim bogiem był Świętowit. Imię „Światowid” – „bóg patrzący w cztery strony świata” pojawiło się dopiero w połowie XIX wieku.
W sierpniu 1848 r. w korycie rzeki Zbrucz w Liczkowicach koło Husiatyna na Podolu chłopi zauważyli wystający ponad wodę fragment kamiennego posągu. Lato tego roku było bardzo gorące, a spadek wód spowodował odsłonięcie tajemniczej rzeźby. Po wydobyciu i oczyszczeniu słupa okazało się, że idol waży około pół tony i mierzy ponad 2 i pół metra wysokości. Kamienny blok wykonano z piaskowca o kwadratowym przekroju i stosunkowo niewielkiej szerokości (30 cm).
Na każdej z czterech ścian odkryto płaskorzeźby: cztery twarze połączone wspólnym nakryciem głowy. W środkowej i dolnej części posągu znajdowały się kolejne płaskorzeźby ludzkich postaci. Joachim Lelewel - polski historyk, poliglota, jak również bibliograf i slawista, został poproszony o identyfikację idola i uznał, że to przedstawienie połabskiego Świętowita.
Lelewel pomylił się dwukrotnie. Po pierwsze, łacińskie imię Svantevit rozszyfrował błędnie jako Światowid, co miało znaczyć „patrzący w cztery strony świata”. Po drugie, idol ze Zbrucza był bogiem o czterech twarzach, lecz współcześni badacze są zdania, że nie przedstawiał wcale Świętowita. Kim zatem są cztery postacie na posągu wydobytym z rzeki Zbrucz? Być może są to bogowie ze słowiańskiego panteonu, a konkretnie Mokosz, Łada, Perun i Dadźbóg. Kolejna teoria wskazuje, że to cztery warianty jednego boga: Peruna.
Dlaczego idol ze Zbrucza, datowany na XI wiek, nie może być Świętowitem? Miejsce kultu tego boga znajdowało się na pewno w słowiańskim grodzie Arkona na jednym z klifów wyspy Rugia. Obszar ten tylko częściowo zachował się do czasów współczesnych, bo został niemal w całości pochłonięty przez morze. Zanim to się stało, wspaniałą świątynię Świętowita opisał żyjący na przełomie XII i XIII wieku duński kronikarz Saxo Gramatyk w dziele „Gesta Danorum”. Opis jest długi, więc skupmy się tylko na Świętowicie: „W świątyni stał posąg ogromny, wielkością przewyższający postać ciała ludzkiego, czterema głowami i tyluż karkami wzbudzający zdziwienie, z których dwie w stronę piersi a dwie w stronę pleców zdawały się patrzeć. Zresztą wzrok umieszczonych z przodu czy z tyłu [głów], jedna w prawo, druga w lewo zdawały się zwracać”. Cztery głowy wraz z karkami to jednak inne wyobrażenie niż cztery oblicza na jednej głowie – każde z parą rąk i nóg.
Świętowit był potężnym bogiem, od którego zależał urodzaj lub niedostatek plemienia Ranów zamieszkujących Rugię. Był również bogiem wojny, dlatego w jednej ręce dzierżył róg, a w drugiej miecz. Po zniszczeniu świątyni w Radogoszczy (Rethrze) w 1068 roku, na obszarze Słowian Zachodnich pozostało tylko jedno nienaruszone sanktuarium centralne dawnych wierzeń, właśnie Arkona. W 1168 roku gród obległy wojska duńskie i pomorskie pod sztandarem Waldemara I Wielkiego i biskupa Absalona. Świętowita strzegła stała załoga licząca 300 wojów podległych arcykapłanowi kultu. Ale siły najeźdźców były przeważające. Gród poddano 15 czerwca tegoż roku, obrońcy zostali przymusowo ochrzczeni. Świątynia i posąg Świętowita zostały spalone, dzieci Ranów zabrane jako zakładnicy.
Skarbiec boga, czyli wielowiekowe ofiary wiernych, stanowiące w zasadzie skarbiec Ranów, został zagarnięty. Był to też koniec samych Ranów. Waldemar i Absalon sukcesywnie niszczyli kolejne pogańskie grody: Charenzę, Gradziec, Ruygard, wreszcie w 1170 Dievenow na wyspie Wolin. Ziemię Ranów przejęła Dania, a na nowych terenach szybko budowano klasztory, m.in. w Bergen, Hilda i Neuenkamp. W 1404 roku zmarła niejaka Hulicina. Była to ostatnia kobieta mieszkająca na Rugi, władająca językiem Ranów. Ten sam los spotkał Świętowita.
Jaryło był synem najwyższego słowiańskiego boga piorunów, Peruna, a właściwie jego zaginionym, dziesiątym synem, urodzonym w ostatnią noc lutego, w święto Wielkiej Nocy, czyli pogańskich obchodów Nowego Roku. Jednak tej samej nocy Jaryło został porwany i zabrany do świata zmarłych, gdzie został adoptowany i wychowany przez Welesa, wroga Peruna, słowiańskiego boga podziemi. Słowianie wierzyli, że podziemny świat jest wiecznie zieloną krainą nieustannej wiosny i pokrytych rosą, trawiastych równin, gdzie Jaryło dorastał, pilnując stad bydła swojego przybranego ojca.
W mitycznej geografii starożytnych Słowian zakładano, że kraina umarłych leży po drugiej stronie morza, gdzie migrujące ptaki latały każdej zimy. Wraz z nadejściem wiosny, Jaryło powrócił z podziemi, przynosząc wiosnę i płodność ziemi. Wiosenne święto Jaryły, które przetrwało w ludowym folklorze, było wydarzeniem na część jego powrotu. Ale ta historia dopiero się w tym miejscu zaczyna…
W jednym z wariantów dawnych mitów pierwsza postać wśród bogów, która zauważyła powrót Jaryły do świata żywych, była Morana, bogini śmierci i natury, a także córka Peruna i zarazem siostra bliźniaczka Jaryły. Oboje zakochali się w sobie, lecz musieli przejść przez serię tradycyjnych, ustalonych rytuałów, przestrzeganych w różnych słowiańskich zwyczajach zalotów lub ślubów.
Boskie zaślubiny między bratem i siostrą, dwojgiem dzieci najwyższego boga, obchodzono w święto przesilenia letniego, dziś znane jako Noc Kupały. Związek Jaryły i Morany, bóstw wegetacji i natury, zapewniał obfitość, płodność i błogosławieństwo dla ziemi, a także przynosił tymczasowy pokój między dwoma głównymi słowiańskimi bogami, Perunem i Welesem, oznaczającymi niebo i podziemia. W ten sposób spełnione zostały wszystkie mityczne warunki wstępne dla obfitych i błogosławionych zbiorów, które miały nadejść późnym latem.
Ponieważ jednak życie Jaryły było ostatecznie związane z cyklem wegetacyjnym zbóż, po żniwach, które rytualnie postrzegano jako morderstwo upraw, Jaryło również spotkał się ze śmiercią. Jak do tego doszło? Jaryło okazał się niewiernym małżonkiem, o czym Morana się dowiedziała. W zależności od wersji Jaryło zostaje w odwecie zabity przez Moranę, Peruna, lub jego pozostałych dziewięciu synów.
Mord na Jaryle jest interpretowany jako rytualna ofiara, a Morana wykorzystuje części ciała Jaryły, aby zbudować sobie… nowy dom. Taka koncepcja użycia zwłok może nam się wydawać kuriozalna, ale jest to mityczna metafora, która nawiązuje do odmłodzenia całego kosmosu. Innymi słowy, to koncepcja dość podobna do skandynawskiego mitu o Ymirze, gigancie, z którego ciała bogowie stworzyli świat.
Ostatecznie Morana płaci wysoką cenę za zabicie męża i zamienia się w sfrustrowaną, straszną i niebezpieczną boginię śmierci, mrozu, nadchodzącej zimy. Wreszcie morderczyni umiera pod koniec roku. Ale to również nie koniec tej historii. Na początku następnego roku zarówno Morana, jak i Jaryło rodzą się ponownie, a cały mit zaczyna od nowa. Wielki krąg życia i śmierci musi toczyć się dalej…